Wartość każdej kromki…
ROZMOWA – BYNAJMNIEJ NIE PRZY PIECZENIU CHLEBA – Z JANUSZEM SEPIOŁEM, MARSZAŁKIEM WOJEWÓDZTWA MAŁOPOLSKIEGO
EP: Panie marszałku, lubi pan świeże, jeszcze ciepłe bułeczki na śniadanie?
– A kto ich nie lubi?!
EP: W porządku, bo po tej deklaracji mogę już zapytać, kto w Pana rodzinie musi po te bułeczki biegać rankiem do sklepu?
-Nooo, niestety nie ja. Żona…(ze skruchą w głosie). Ale (tu już pewniejszy głos) z każdej mojej wyprawy po Małopolsce staram się przywieźć do domu regionalne wypieki. Taka mała rehabilitacja…
EP: To może w ramach większej rehabilitacji nie warto od czasu do czasu podwinąć rękawy białej koszuli i zaskoczyć wszystkich w domu wypiekiem tradycyjnego staropolskiego chlebka na zakwasie?
– Nie, nigdy nie podjąłem się takiego zadania, chociaż może czas na taki ryzykowny krok? Zwłaszcza, że w moim domu rodzinnym do dzisiaj stoi tradycyjny piec kaflowy z blaszaną płytą i dużym piekarnikiem. Oczywiście to bardziej ozdoba niż potencjalna możliwość wykorzystania do czegokolwiek.
Ale jest…
Nieskromnie muszę jednak przyznać, że małe sukcesy na tym polu też osiągam – na przykład keksy, które czasem przygotowuję wychodzą mi całkiem dobrze… To dobrze rokuje.
EP: Wyobrażam sobie te pełne wyrzutu spojrzenia całej rodziny kierowane w Pana stronę, gdyby przypadkowo wyszło ciasto z zakalcem, ale zawsze dla lepszej atmosfery zrobić można wykwintne kanapki z dobrym chlebem. Dobrym, czyli jakim?
– Z chrupiącą skórką oczywiście.
EP: A wykwintne kanapki to jakie?
– Żadnych wykwintnych, prostota jest najważniejsza. A najlepiej smakuje chleb z miodem. I jeszcze z białym serkiem (tu lekkie rozmarzenie w głosie)…
EP: Czasem jednak chleb jest już lekko czerstwy. Co wtedy? – Zamrażarka, naprawdę świetny sposób na utrzymanie świeżości. Zawsze tak robimy, kiedy jest za dużo pieczywa. Bo nie mówiłem pani, że chociaż jestem człowiekiem bardzo łagodnie wyrażającym swoje zdenerwowanie, to reaguję gwałtownie, kiedy widzę wyrzucany chleb. To niedopuszczalne i taki brak szacunku kategorycznie potępiam.
Być może wynika to z wychowania, jakie wynosi się z domu rodzinnego. Pamiętam, że każdy bochen chleba z szacunkiem krojono, a przed rozkrojeniem mama robiła na nim znak krzyża. Tak jest do dzisiaj.
EP: Ale dzisiaj już nikt nie układa bochenka w centralnym miejscu stołu… I coraz częściej próbujemy w różnych dietach zastępować pieczywo czymś innym…
– To prawda. Dzisiaj to bardziej dodatek i to jeszcze w różnych unowocześnianych formach – tosty, pieczywo chrupkie. Ja jestem tradycjonalistą – ile razy bywam za granicą i próbuję tamtejsze, czasem bardzo wyrafinowane wyroby piekarnicze, to po pierwszym zachwycie różnorodnością zwyczajnie tęsknię do naszego polskiego chleba.
To jest fenomen – ten sam chleb, który przecież znamy od dzieciństwa, towarzyszy nam przez całe życie i nigdy nie mamy go dość. Tak samo jest z zapachem – specjaliści twierdzą, że pamięć najtrwalsza, to pamięć węchowa i coś w tym jest – możemy zapomnieć zapach perfum sprzed lat, ale zapach świeżego, ciepłego chleba jest z nami zawsze. Mało tego, kojarzy nam się z czymś nieprzemijająco miłym, do czego szczerze tęsknimy.
EP: To dobrze, że mamy już czasy, kiedy ta tęsknota może być w każdym momencie zaspokojona. Czy zgodzi się Pan ze mną, że tak naprawdę trochę zapominamy jak to było, kiedy chleb dowożono do sklepów tylko w określonych godzinach i czekanie w długich kolejkach wcale nie dawało pewności, że dla nas jeszcze wystarczy…
- To bardzo dobrze, że takich wspomnień nie mają kolejne pokolenia, bo to często wspomnienia traumatyczne. Ja sam do dziś nie mogę zapomnieć pewnego zimowego dnia, gdzieś z początku lat 80. Wszyscy żyją zapowiadanym na następny dzień strajkiem, jest późne popołudnie, moja żona w domowym zabieganiu nie ma szansy wyjść do sklepu, ma dwójkę małych dzieci pod opieką. Muszę po pracy kupić dwa bochenki – na kolację i następny dzień, dzień strajku, który nie wiadomo, jak i kiedy się skończy. Niby nic, w końcu w tamtych czasach ugotowanie obiadu było większym problemem. Idę pod Dworzec PKP, tam w kompleksie sklepów spożywczych jest największa szansa, że chleb o tej porze jeszcze jest. Niestety, nie tym razem. Szukam dalej. Czas upływa, w domu czekają, w kolejnych sklepach też pustki. To był pierwszy i dzięki Bogu jedyny przypadek, kiedy nie mieliśmy nawet jednej kromki. Następnego dnia strajk został odwołany, a koszmarna świadomość, tego, że nie mogę przynieść swojej rodzinie bochenka chleba pozostała we mnie do dziś.
EP: Gdyby Pan miał dokończyć zdanie:
„Chleb jest dla mnie…”
– Poczuciem bezpieczeństwa. Bardzo istotnym.
EP: Mój dziadek piekarz zawsze mówił, że przy wyrabianiu ciasta nie wolno rozmawiać, podobno źle rośnie. Podsumowując tę rozmowę nie przy pieczeniu chleba, wszystkich, którzy jeszcze nie znają poczucia bezpieczeństwa, o którym Pan mówił, pozostaje zaprosić w ten weekend właśnie na Święto Chleba…
– Tak. Tych, którzy byli już w ubiegłych latach na placu Wolnica, i tych, którzy na co dzień nie mają czasu zastanawiać się nad wartością każdej kromki. Wszystkich serdecznie zapraszam na nasze święto. Będzie tam czas na wspólne wypieki i będzie zapach, który zapamiętacie na długie lata. Zapraszam i życzę smacznego. Może pierwszy w życiu bochen wypieczecie właśnie tam!