Uczestnicy spotkania przy akompaniamencie muzyki orawskiej będą wspólnie skubać pierze i wspominać, jak to dawniej bywało, ale i z przymrużeniem oka komentować teraźniejszość.
Niegdyś na Orawie niemal przy każdej zagrodzie hodowano gęsi, których doglądanie było jednym z pierwszych obowiązków wyznaczanych dzieciom. Z gęsi pozyskiwano później mięso, tłuszcz, ale i pióra, i kłącze na różne szczotki i miotły oraz pierze na poduszki i pierzyny. Właśnie z pozyskaniem pierza łączy się zwyczaj zwany skubarkami (zwany też gdzieniegdzie párackami czy pruckami).
Gospodyni przed skubarkami chodziła od chałupy do chałupy i prosiła na skubanie, przygotowywała izbę i poczęstunek. Dziewczęta schodziły się do jednej z gospodyń, a przy pracy snuto opowieści, żartowano, plotkowano, śpiewano… Po zakończeniu pracy sprzątano izbę, oddzielnie zbierano kłącze, meszek i pióra, by w końcu zasiąść do stołu i spróbować ciasta drożdżowego: pampucha czy zawijańca i herbaty z ususzonych owoców leśnych, jabłek lub nawet z głogu.
Bywało i tak, że z czasem zeszli się i kawalerowie. Była to więc i okazja do zabawy – do późna, przy muzyce odbywały się tańce i śpiewy. Długie zimowe wieczory, przy braku zajęć polowych, sprzyjały tego typu spotkaniom, były okazją do zacieśniania relacji towarzyskich i integrowały społeczność…
Warto wiedzieć, że z dartych piór i meszku miały powstać ciepłe kołdry i poduszki, które były dawane córkom w posagu. Kiedyś trudno było wyobrazić sobie zamążpójście bez malowanej skrzyni ze spakowaną "pierziną" i czterema zogłówkami.
Dziś, gdy gęsi i kaczki w obejściu są dla wielu jedynie wspomnieniem lub ciekawostką rzadko spotykaną w terenie, pomysłodawcy darcia pierza chcą choć w ten sposób pokazać, jak wyglądała dawna wieś, ale i jak doniosły wymiar społeczny miały takie bezpośrednie spotkania i jak, pomimo innych czasów, ważne są one i dziś.